Biblioteka na wielbłądzie - karawana z książkami przemierza codziennie dziesiątki kilometrów, by dotrzeć do żyjących w buszu koczowników. W północno-wschodniej Kenii często to jedyna okazja, aby przeczytać książkę. Dźwięk wielbłądziego dzwonka oznajmia przybycie karawany z oddalonej o kilkanaście kilometrów Garissy, miasta nad rzeką Tana. Zwierzęta zatrzymują się pod rozłożystą akacją, jednym z zacienionych miejsc w wiosce. Energicznie uderzane w kolana w końcu klękają i rozpoczyna się wyładowanie książek. Wielbłądnicy wyjmują książki z drewnianych skrzyń i układają na matach. Wśród blisko 200 tytułów są komiksy, bajki, podręczniki do angielskiego czy matematyki.
Biblioteka w Garissie
Koczownicy nie chodzą do szkoły.
Za przedsięwzięciem stoją kenijskie Biblioteki Państwowe. Pomysł, by dostarczać książki koczownikom zamieszkującym niedostępne rejony na północnym wschodzie kraju, przy granicy z Somalią, zrodził się w 1996 roku. Mieszkają tam głównie biedni pasterze. Żyją na marginesie społeczeństwa, w trudnych warunkach. Wielu przybyło tu z Somalii, uciekając przed wojną domową, która wybuchła ponad 20 lat temu. Nawet 85 proc. z nich to analfabeci. Według statystyk ministerstwa edukacji do szkoły podstawowej chodzi tu zaledwie ok. 30 proc. dzieci, gdy w skali kraju wskaźnik ten wynosi niemal 90 proc.
Wypożyczanie książek
Koczowniczy tryb życia zmusza do ciągłych przeprowadzek w poszukiwaniu wody i nowych terenów do wypasu, dlatego posyłanie dzieci do szkoły jest niemożliwe. Nie ma również asfaltowych dróg, wielbłądy to jedyny środek transportu głęboko w busz, cieszą się szacunkiem i zaufaniem niemal jak starszyzna, bez nich człowiek by nie przetrwał. Może to dzięki bliższej więzi z wielbłądami człowiek szybciej oswaja się z biblioteką.
Obecnie w regionie kursują trzy biblioteczne karawany: dwie wyruszają ze stolicy prowincji, Garissy, jedna z mniejszego Wajir. W każdej są po trzy wielbłądy. Wiozą w sumie 200 książek. A ponadto namiot, maty, mały stolik i dwa krzesła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz